czwartek, 22 września 2016

Rozdział I - Ucieczka

                Wrzawa, która panowała w Ministerstwie Magii była nie do opisania. Urzędnicy biegali jak poparzeni z pokoju do pokoju. Gdyby ktoś teraz tutaj wszedł to z pewnością byłoby mu trudno uwierzyć, że to jest właśnie najważniejszy organ, który zarządza światem czarodziejów w Wielkiej Brytanii. Pracownicy byli w wyraźnej panice, wokół nich panował chaos i nieład.
                — Niech ktoś tutaj wezwie pana Ministra Magii! — krzyknął jeden z mężczyzn, który zerwał list z nóżki wystawionej przez brązowego puchacza. Sowa zahukała głośno i odleciała.
                — Co się tutaj dzieje?! — rozległ się potężny męski głos. Pojawił się sam Minister Magii – Harold Minchum. Był to mężczyzna w średnim wieku z bardzo nieprzyjaznym wyrazem twarzy. Pod jego dużymi czarnymi oczami widoczne były wory, jakby miał za sobą kilka nieprzespanych nocy. Na jego twarzy pojawiały się już pierwsze zmarszczki.
                — Panie Ministrze! To dementorzy! Oni opuścili Azkaban! — zawołał jeden ze spanikowanych pracowników. Dochodziły późne godziny wieczorne, gdy wszystko się rozpoczęło. Najpierw atak na niewinnych mugoli, a następnie zaatakowali czarodziei. Po tym zdarzeniu na Ministerstwo zaczęły spływać skargi, wieści rozprzestrzeniły się w niesamowicie szybkim tempie. Ludzie wpadli w panikę, bali się wyjść z domu.
                — Co takiego? To niedorzeczne! Jeszcze wczoraj tam byłem! — Minchum wpadł w szał. Powoli tracił kontrolę nad tym co się działo. Musi coś z tym zrobić! Jeżeli tak dalej będzie to ludzie stracą wobec niego zaufanie i straci swoją posadę.
                — W tym momencie Azkaban chronią aurorzy, ale nie może to potrwać za długo! Oni muszą być tutaj w Ministerstwie! — Minister jedynie prychnął ze złością po tych słowach. Jego pracownicy mówili mu rzeczy, które on doskonale wiedział. Jak zawsze czekali tylko na jego rozkazy, żadnej własnej inicjatywy.
                — Nie obchodzi mnie jak to zrobicie, ale macie ściągnąć te wstrętne istoty z innego kraju. Przecież one są wszędzie, a nie wszystkie przyłączą się przecież do Sami-Wiecie-Kogo. Ma ich być pięć razy więcej niż do tej pory. Jutro z samego rana zarządzam zebranie, obecność obowiązkowa, nawet  jeżeli nie prześpicie całej nocy! — czy jego plan był tak samo fatalny jak jego rządy? Zrezygnowany odszedł od swoich pracowników do swojego gabinetu chcąc wszystko przemyśleć na spokojnie.

                ***

                Szkoła Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie była jedynym bezpiecznym miejscem w Wielkiej Brytanii. Pomimo, że nikt im tego nie powiedział głośno to uczniowie byli przekonani, że żaden czarnoksiężnik nie zaatakuje szkoły. Jedynym ich zmartwieniem były rodziny, które pozostawały zdane tylko na siebie. Wiele osób bało się odczytywać listy, w których mogły zostać napisane złe wieści. W ostatnim czasie coraz więcej uczniów znalazło się nieciekawej sytuacji. Stanęli przed trudnym wyborem. Zostać w bezpiecznym miejscu czy powinni na jakiś czas wrócić do swojej rodziny, która potrzebowała wsparcia po zaatakowaniu jednego z członków?
                Dzień Duchów w Hogwarcie był obchodzony w taki sposób, że była przygotowywana Wielka Uczta. Tego dnia podawane były wyjątkowe smakołyki. Wszyscy siedzieli na swoich miejscach i zajadali się deserem, gdy nagle do sali wleciała sowa. Momentalnie zapadła głucha cisza i każdy zaczął ją obserwować. Nikt nie chciał, aby to był list właśnie do niego, bo prawdopodobieństwo, że zwiastował on złe wieści była ogromna. Sowa zaczęła szybować nad stołem Krukonów. Można powiedzieć, że szukała swojej ofiary, której za chwilę zniszczy resztę wieczoru. I nagle wylądowała przed jakąś dziewczyną z piątego roku. Wystawiła nóżkę, do której przywiązany był kawałek pergaminu, a dziewczyna drżącymi rękoma go odwiązała i zaczęła czytać. Wszyscy się jej przyglądali. Jej twarz z sekundy na sekundę robiła się coraz bardziej czerwona, aż nagle wybuchła płaczem. Od razu znalazła się przy niej szkolna pielęgniarka, która otoczyła ją ramieniem, pomogła jej wstać i skierowała ją w kierunku wyjścia. Gdy tylko opuściła salę wybuchł chaos. Każdy przekrzykiwał siebie wzajemnie chcąc się dowiedzieć co właściwie się stało.
                — Jej rodzice nie żyją! — jakiś dziewczęcy głos przekrzyknął całą tą wrzawę, ale po tym zaczęło być jeszcze głośniej niż wcześniej. Dyrektor szkoły przez moment obserwował zachowanie swoich uczniów, aż w końcu wstał i podniósł obie ręce. Powoli zaczynało się robić cicho.
                — Proszę, abyście wrócili do swoich Pokoi Wspólnych. Prefekci, odprowadźcie tych najmłodszych, którzy potrzebują waszej opieki! — i zajął ponownie swoje miejsce intensywnie o czymś myśląc. Rudowłosa dziewczyna siedząca przy stole Gryffindoru stanęła na krześle, aby można było ją dostrzec.
                — Pierwszoroczni, tutaj! — krzyknęła i w niecałą minutę wokół niej zgromadziła się niewielka grupka przerażonych uczniów. Westchnęła głęboko, bardzo im współczuła, że ich pierwsza uczta w szkole kończy się właśnie w taki sposób. Przeliczyła ich szybko i razem z nimi ruszyła w stronę wyjścia. Chciała jak najszybciej się znaleźć w wieży Gryffindoru. Gdy weszła na półpiętro ujrzała trójkę chłopców, którzy byli pochyleni ku sobie i przejęcie o czymś rozmawiali. Celowo zwolniła.
                — … będzie pilnowane jak nigdy! Nie uda nam się dziś wymknąć — usłyszała głos jednego z nich. W środku zagotowała się ze złości. Wszyscy umierali ze strachu a oni planowali jakieś nocne wyjście?! Co z nimi jest nie tak?!
                — Nie raz już takie rzeczy się robiło. Na razie musimy wrócić do Pokoju Wspólnego. Dołączymy do Lunatyka później — powiedział drugi, a Lily celowo szturchnęła w plecy jednego z nich. Chłopak o dość długich włosach odwrócił się do niej. W jego szarych oczach coś zabłyszczało.
                — Przypadkiem usłyszałam, że macie zamiar się dziś wymknąć — oświadczyła ze złością. Pierwszoroczni, których prowadziła z ciekawością zaczęli się przyglądać tej scenie.
                — Hej, Evans! Nie podsłuchuje się cudzych rozmów! — odpowiedział jej chłopak wyraźnie poirytowany. Już otwierała usta, aby odpowiedzieć, ale wtrącił się chłopak, któremu okulary zwisały na samym czubku nosa.
                — Nie martw się o nas, nigdzie się nie wybieramy — powiedział z szerokim uśmiechem James Potter. Lily na uspokojenie wzięła głęboki wdech i wydech. Nie była głupią osobą, wiedziała co usłyszała.
                — Nie martwię się o was! Jeżeli wyjdziecie dziś w nocy i ktoś was przyłapie to stracimy przez was wszystkie punkty! Właściwie po co chcecie się wymykać? Poza zamkiem jest zbyt niebezpiecznie! — sposób, którym próbowała im przemówić do zdrowego rozsądku chyba nie należał do najlepszych. Każdy po kolei wzruszył obojętnie ramionami.
                — Nie pierwszy i nie ostatni raz, Evans — Potter wyszczerzył do niej zęby.
                — Widzę was zaraz w Pokoju Wspólnym, jeśli was nie będzie pójdę do profesor McGonagall na skargę — powiedziała chłodnym tonem i poprowadziła dalej młodych uczniów, którzy teraz patrzeli na nią z przerażeniem. Uśmiechnęła się pod nosem. Zrobiła tylko to, co należało do jej obowiązków. Fakt, że powinna się skupić na pilnowaniu tych najmłodszych, a nie osób, które za rok skończą Hogwart, ale co ona na to poradzi? Usłyszała dochodzący z daleka męski głos, który krzyczał jej imię. Z początku spowolniła kroku, ale gdy głos stawał się coraz wyraźniejszy i domyśliła się kto ja woła momentalnie przyspieszyła nie chcąc rozmawiać z tą osobą. Niestety, nie miała tyle szczęścia. Severus Snape wyprzedził grupę pierwszaków i stanął przed Lily uniemożliwiając im dalsze przejście.
                — Wołałem cię — syknął ze złością, odgarnął z twarzy swoje przetłuszczone włosy. Choć musiał przebiec kawałek to i tak był zmachany.
                — Mam coś do zrobienia, przepuść mnie — rozkazała władczym tonem. Snape przybliżył się do niej.
                — Słyszałem o czym rozmawiałaś z Potterem. Black mi wcześniej wszystko powiedział. Pójdę tam dziś i ich nakryję. Cała czwórka wyleci ze szkoły — wyszeptał to na tyle cicho, że tylko Lily mogła to usłyszeć.
                — O czym ty mówisz? — zapytała zdezorientowana. Często odnosiła wrażenie, że nienawiść Snape’a do chłopców stawała się niezdrowa. Ślizgon za wszelką cenę chciał przyłapać na czymś chłopaków i z tego powodu zawsze stawał się ofiarą ich żartów. Nie mogła w to uwierzyć, że chłopak po raz kolejny połknął haczyk zarzucony przez Syriusza.
                — O tunelu pod Wierzbą Bijącą — po tych słowach szybko odszedł, a ona stała jeszcze chwilę próbując przemyśleć całą sytuację. Spojrzała się na pierwszaków. Przez jej głowę przeszła myśl, żeby ten jeden raz puściła ich samych do Pokoju Wspólnego. Ale to był rozkaz Dumbledorea! Nie mogła tego zrobić. Skinęła głową na znak, że mogą iść dalej. Dalsza droga przebiegła już bez jakichkolwiek przeszkód. Przeszli przez dziurę w portrecie Grubej Damy, po wcześniejszym podaniu hasła i znaleźli się w okrągłym salonie. Ogień tlił się w kominku, a wszystkie fotele i tapczany były pozajmowane przez starszych uczniów, którzy zawzięcie obmyślali teorię o tym co mogło się dziać poza terenami Hogwartu.
                — Myślę, że słudzy Sami-Wiecie-Kogo są już wśród nas, a my nawet o tym nie wiemy. Skąd mamy wiedzieć, że nasz sąsiad nie jest jego tajnym szpiegiem? — jakiś chłopak z piątego roku niesamowicie wczuł się w całą sytuację. Ale… on ma rację. Lily pomyślała o Severusie, który odkąd trafił do Hogwartu zaczął się interesować Czarną Magią. Zadawał się z podejrzanymi osobami, a gdyby Lily sprawdziła ich nazwiska z pewnością okazałoby się, że służą Voldemortowi. Usiadła na jedynym wolnym fotelu i obserwowała wejście do salonu. Gdy tylko przejście się otworzyło i do środka wszedł Syriusz, James i Peter poderwała się z siedzenia. Podeszła do nich i poprosiła, aby odeszli z nią w jakiś kąt, gdzie nikt nie będzie mógł ich usłyszeć.
                — O co chodzi? — spytał z ciekawością Potter mierzwiąc sobie włosy jak szalony. Musiała to być dla niego nowość. Lily Evans dobrowolnie chce z nim porozmawiać, no i z Syriuszem i Peterem także, ale o tym już niekoniecznie myślał.
                — To miał być koniec żartów z Snape’a. Obiecywaliście! I co? Teraz jest przekonany, że dzisiejszej nocy zdemaskuje waszą czwórkę a Remusa dziś nawet nie ma! — powiedziała do nich z głębokim żalem. Potter uniósł wysoko brwi ze zdziwienia, ale Syriusz niekoniecznie wyglądał na zdziwionego. Peter jak zawsze rozglądał się dookoła, jakby szukał jakiejś drogi ucieczki.
                — O czym ty mówisz, Evans? — spytał się James — Musiał cię oszukać. Przysięgam, że nic mu nie mówiliśmy.
                — Wiecie coś na temat tajnego tunelu pod Wierzbą Bijącą?
                — Co?! — krzyknął to na tyle głośno, że parę osób przyjrzało im się z ciekawością. Okularnik spojrzał się rozwścieczony na swoich przyjaciół. Syriusz spuścił wzrok na swoje buty.
                — Ciągle węszył! Myślałem, że tam zaraz pójdziemy i go nastraszymy. Byłem przekonany, że spodoba ci się mój pomysł — wytłumaczył nie do końca przekonującym tonem.
                — Pomyślałeś o Remusie?! Co jeżeli go nakryje?! Wygada wszystkim! A wiesz jak on się tym przejmuje, będzie chciał opuścić Hogwart! Może uda mi się go jeszcze dogonić! — w błyskawicznym tempie opuścił Pokój Wspólny. Lily została się z Syriuszem i Peterem.
                — Co się tutaj dzieje?! — krzyknęła ze złością. Bardzo nie lubiła sytuacji, w której nie ma bladego pojęcia co jest na rzeczy. Zawsze musiała mieć wszystko pod kontrolą, tylko wtedy Lily czuła się pewnie.
                — Nie mam czasu na tłumaczenia, idę do McGonagall — fuknął na nią Black i także wyskoczył przez dziurę w portrecie. Lily swój wzrok przeniosła na Petera, który aż zadrżał.
                — Więc? — zapytała krzyżując ręce na piersiach. Chłopak uśmiechnął się do niej.
                — Szczerze to jestem zaskoczony, że po sześciu latach ty niczego się nie domyśliłaś. Może teraz ci pomogę. Remus znika co pełnię, za każdym razem wraca coraz słabszy — Lily nie potrzebowała już więcej wskazówek. Choć w ciągu tylu lat do głowy jej to nie przyszło to teraz domyśliła się tego w ciągu kilkunastu sekund. Remus Lupin był wilkołakiem.

                ***

                James Potter przebiegał przez błonia Hogwartu w błyskawicznym tempie. Zatrzymał się dopiero przed starym drzewem, które miało potężne korzenie oraz długie i cienkie liście, które wiły się jak oszalałe. Okularnik zachował bezpieczną odległość, doskonale już wiedział jak sobie radzić z wierzbą. Po cichu rzucił zaklęcie zamrażające, które ją unieruchomiło. Przeszedł przez tajne przejście i znalazł się w tunelu, który prowadził prosto do Wrzeszczącej Chaty w Hogsmeade. Gdy się tam znalazł nie odetchnął ani na chwilę. Podejrzewał, że jego przyjaciel musi być w trakcie bolesnej przemiany. Jeżeli Snape tam dotrze to Remus może go zaatakować. Zastanawiał się jak postąpi w takiej sytuacji. Przemieni się i odgoni Lupina? Wtedy będzie musiał się przyznać, że jest nielegalnym animagiem. Aż poczuł skurcz w żołądku na myśl jakie konsekwencje może ponieść z powodu głupiego wybryku Syriusza. Był wściekły na przyjaciela i nie zapowiadało się na to, aby mu szybko to wybaczył. Mnie więcej w połowie tunelu dostrzegł Ślizgona, który nawet nie wiedział dokąd podąża. Był jednocześnie podekscytowany oraz przerażony. Zapewne nie mógł się doczekać, aż odkryje coś co mogłoby go wpędzić w kłopoty.
                — Zatrzymaj się, Snape! Nawet nie wiesz jakie niebezpieczeństwo ci grozi! — krzyknął James, ale chłopak kompletnie go zignorował. Wyciągnął różdżkę z kieszeni i wymierzył z dość sporej odległości w Severusa — Petrificus Totalus! — runął jak kłoda na ziemię. Całe jego ciało było zesztywniałe, nie mógł poruszyć jakąkolwiek jego częścią. Potter szybko podszedł do chłopaka i uklęknął przy nim. Tym razem miał dobre zamiary, sam go do tego zmusił — Rzucę przeciwzaklęcie, ale przysięgam, że jeśli spróbujesz mi uciec to rzucę na ciebie taką klątwę, że będziesz potrzebował co najmniej miesiąca w Skrzydle Szpitalnym, aby dojść do siebie — jeden ruch różdżką i wypowiedziane po cichu zaklęcie a Snape leżał już rozluźniony. Nie było na to czasu, James pomógł mu wstać i celując w niego różdżką ruszyli z powrotem do wyjścia z tunelu. Ślizgon jednak nie chciał tak łatwo tego odpuścić. Wciąż celowo zwalniał tempo.
                — Co wy tutaj ukrywacie? Zresztą, dyrektor dostanie szału, gdy się dowie o istnieniu tego tunelu! Czy rzeczywiście prowadzi do Wrzeszczącej Chaty, Potter? — James z trudem się powstrzymał od poinformowania, że ten tunel powstał z inicjatywy Dumbledorea. Co chwilę poganiał chłopaka. Teraz bał się również o siebie. W każdym momencie może pojawić się Remus. Gdy doszli do tajnego przejścia poczuł jak głęboka ulga ogarnia jego ciało. Nieco się rozluźnił, choć był świadom, że to nie koniec.
                — Bez żadnych numerów, Snape. Masz czekać na mnie przed wejściem i razem udamy się do McGonagall — powiedział do chłopaka, ale ten go nie słuchał. Wpatrywał się na coś co znajdowało się za Jamesem. Momentalnie oblał go zimny pot. Nie musiał się odwracać, aby wiedzieć kto stoi w oddali — RUSZAJ SIĘ! — ryknął na Snape’a. Odwrócił się, aby zobaczyć jak daleko jest Remus. Mieli szczęście, ponieważ był na końcu korytarza. Jeśli się pospieszą to uda im się uciec bezpiecznie. James nie mógł czekać ani sekundy dłużej. Pierwszy pchnął klapę, wspiął się i wyszedł na powietrze. Zaraz za nim pojawił się Snape. James miał nadzieję, że to już koniec, ale w ostatniej chwili uniknął uderzenia od Wierzby Bijącej. Przeturlał się na bok i spróbował wstać. Ale drzewo było szybsze. Dostał prosto w twarz jedną z cienkich gałęzi tak mocno, że aż z nosa spadły mu okulary. Wszystko widział teraz jak przez mgłę. Poczuł ból pod prawym okiem. Musi unieruchomić drzewo, inaczej nigdy spod niego się nie wydostanie. Spojrzał się na Snape’a, ale ku jego zdziwieniu chłopaka już nie było. Właściwie czemu go to zdziwiło? Miał szansę ucieczki i ją wykorzystał. Sam James w życiu by tak nie postąpił. Kolejne uderzenie od drzewa. Próbował się przeczołgać, ale czuł jak gałęzie oplatają się wokół jego klatki piersiowej. Był na poważnie przerażony.
                — Potter! Czemu ty leżysz?! — usłyszał głos profesor McGonagall. W myślach się zaśmiał. Gdyby nie został powalony przez Wierzbę Bijącą to z pewnością byłby w drodze do jej gabinetu. Profesorka rzuciła zaklęcie zamrażające co ponownie unieruchomiło drzewo. Chłopak uwolnił się z uścisku i złapał głęboki oddech wciąż leżąc.
                — Wszystko w porządku? — zapytał Syriusz i pomógł swojemu przyjacielowi wstać. Ten jedynie kiwnął głową. Black wziął z ziemi potłuczone okulary i jednym zaklęciem je naprawił, po czym oddał właścicielowi.
                — Gdzie jest Severus Snape? — profesor McGonagall z nerwów zacisnęła swoje usta tak mocno, że jej wargi były prawie niewidoczne.
                — Uciekł! On… zobaczył Remusa po przemianie! Uciekliśmy, gdy chciałem go poprosić o pomoc to już go nie było — opowiedział, a Syriusz tę krótką historię skomentował brzydkim przekleństwem.
                — Tchórz! — powiedział po chwili ciszy. Potter wyobraził sobie jak ucieka do Pokoju Wspólnego i zaczyna rozgadywać o Remusie pozostałym Ślizgonom. Nie ujdzie mu to na sucho!
                — Do mojego gabinetu. Obydwaj. Chyba, że chcesz, aby twoim ranom przyjrzała się pani Pomfrey, Potter — zwróciła się do Jamesa, ale on pokręcił przecząco głową. Z nerwów zapomniał o bólu. Ruszyli we trójkę z powrotem do zamku. Gdy byli już w środku i skierowali się w kierunku schodów na widok woźnego Filcha, który prowadzi Snape’a poczuł się jakby ze szczęścia wybuchły w jego wnętrzu fajerwerki. Nie wywinie się już od tego! Profesor McGonagall od razu zaczęła swoją wiązankę na temat tego jaka to cała trójka jest nieodpowiedzialna. Syriusz, który podpuścił Severusa. Ślizgon dał się na to nabrać jak dziecko. A James, który zamiast poczekać na któregoś z nauczycieli poszedł tam zupełnie sam. Wszystkie postaci z obrazów, które mijali po drodze zostały postawione na równe nogi z powodu krzyków nauczycielki transmutacji. Gdy w końcu dotarli do jej gabinetu i każdy zajął swoje miejsce to kobieta zamilkła.
                — Co widziałeś, Snape? — spytała po pięciu minutach ciszy. Chłopak milczał. Do pomieszczenia weszła najmniej oczekiwana przez nich osoba. Zjawił się sam dyrektor szkoły – Dumbledore.
                — Teraz masz przechlapane! — powiedział Ślizgon z dziką satysfakcją do Jamesa. Po raz kolejny powstrzymał się od jakiejkolwiek odpowiedzi.
                — Minerwo, zabiorę chłopców na rozmowę ze mną. W sprawie szlabanu dogadasz się jutro z panem Blackiem oraz panem Snapem — oświadczył dyrektor. Z tonu jego głosów nie można było wywnioskować żadnych emocji. Był wściekły? Zawiedziony? A może go to wcale nie obchodziło? Ponownie ruszyli korytarzami Hogwartu. Do gabinetu dyrektora doszli szybko i ponownie zajęli miejsca przed biurkiem. James bardzo lubił ten gabinet. Miał wyjątkowy wystrój. Najbardziej go fascynowały portrety dawnych dyrektorów szkoły. Teraz większość spała.
                — Co to za poruszenie o tej porze, Albusie? — zapytał jeden z mężczyzn, który nie spał. Syriusz niespokojnie drgnął. Zmrużonymi oczami zaczął się przypatrywać postaci z portretu.
                — Jestem ci winien przeprosiny, Severusie — powiedział w końcu dyrektor, a Jamesowi szczęka ze zdziwienia o mało nie opadła na ziemię. Za co go przepraszać?! — Chciałbym być ze wszystkimi moimi uczniami szczery, jednak nietolerancja wobec wilkołaków jest zbyt ogromna, aby ogłosić wszem i wobec, że jeden z uczniów nim jest. Mam nadzieję, że dochowasz tajemnicy, której strzegę od sześciu lat.
                — Od początku ci mówiłem, abyś nie sprowadzał żadnych mieszańców do tego zamku! — wtrącił się ponownie mężczyzna, jednak dyrektor kompletnie zignorował to co on powiedział.
                — Syriuszu, jestem bardzo zawiedziony twoim zachowaniem — z jego tonu można w końcu było wywnioskować smutek. Syriusz zaczął się przyglądać z ciekawością swoim butom. Ewidentnie było mu głupio. Były dyrektor wciąż miał coś do powiedzenia.
                — Hańba dla szlachetnego rodu Blacków!
                — Zamknij się! Nikt cie nie prosi o zdanie! — Syriusz był na poważnie wściekły.
                — Dość — powiedział spokojnie Dumbledore. W końcu zwrócił się do mężczyzny z portretu — Fineasie, proszę cię abyś powstrzymał się od dalszego komentowania.
                — Jak sobie chcesz, Albusie — odpowiedział urażonym tonem mężczyzna. Nie minęło kilka sekund a zniknął. James już wiedział, że jest to jeden z przodków Syriusza. Kiedyś mu opowiadał o drugim portrecie, który wisi u niego w domu. Spojrzał współczująco na przyjaciela, który ponownie miał spuszczony wzrok.
                — Jutro z samego rana macie się stawić u profesor McGonagall. Severusie, myślę, że przez noc uświadomisz sobie jak poważna była sytuacja. Gdyby nie pan Potter mogłoby ciebie już z nami nie być. A teraz uważam, że możecie wrócić do swoich dormitoriów — zaproponował dyrektor. Gdy James miał wstawać przyszła mu pewna myśl do głowy. Nie wypada się wtrącać w cudze sprawy, ale nie mógł się powstrzymać.
                — Panie Dyrektorze, co się stało dziś podczas uczty? — starzec spojrzał się na niego zaskoczony, więc szybko dodał: — Przepraszam, to chyba niestosowne pytanie.
                — Myślę, że jutrzejsze wydanie Proroka Codziennego będzie poświęcone tylko i wyłącznie temu. Doskonale wiecie, że Lord Voldemort pnie się coraz wyżej — cała trójka spojrzała się zszokowana na Dumbledorea. James jeszcze nigdy nie słyszał, aby ktokolwiek w jego obecności wymówił to imię. Wszyscy się go bali.
                — Niech pan nie wymawia imienia Czarnego Pana — syknął Snape, na co James przewrócił oczami.
                — Severusie, jestem już na tyle stary, że nie wolno mi się bać czyjegoś imienia. Wracając do pytania twojego kolegi… Dzisiejszego wieczora dementorzy wymknęli się spod kontroli Ministerstwa Magii i zaatakowali rodziców waszej koleżanki. Sytuacja jest bardzo poważna. A teraz do łóżek. Myślę, że i tak jutro będzie to głównym tematem waszych rozmów — jak najszybciej opuścili gabinet. James spojrzał się znacząco na Snape’a. Uratował mu życie. A on skierował się w przeciwnym kierunku niż Black i Potter nie mówiąc ani słowa.
                — Idziemy, Łapo? — Syriusz wciąż był jakiś nieswój. Czyżby sobie uświadomił jak bardzo nierozsądny był jego żart?
                — Muszę jeszcze chwile ochłonąć. Idź beze mnie — mruknął pod nosem. Spojrzał się na niego podejrzanie. Musiało być naprawdę źle.

                — Wiesz co? Chcę z nimi walczyć. Ta dziewczyna straciła rodziców, bo jakiś czarnoksiężnik próbuje zawładnąć światem czarodziejów. Nikt nie powinien tracić rodziców… Gdyby nie on to w życiu nie doszłoby do takiej sytuacji. Do zobaczenia w dormitorium, uważaj na siebie — odszedł zostawiając Syriusza Blacka w samotności. 




Dobry wieczór!
Na początku przepraszam, że tyle czekaliście na pierwszy rozdział. Nie spełnia on moich oczekiwań, ale niestety początki mają to do siebie, że zazwyczaj są nieciekawe. Drugi pojawi się szybciej i myślę, że będzie ciekawszy.
Mam wrażenie, że jest pełno literówek, parę wyłapałam i poprawiłam, ale jeśli znajdziecie coś to śmiało piszcie.
Zachęcam do pozostawienia opinii! Tyle ode mnie. Pozdrawiam wszystkich czytelników <3 Miłego wieczoru !

7 komentarzy:

  1. James jaki odważny. A Syriusz jest sobą więc mi się to bardzo spodobało. Lekko mi się czytało. Czekam na następny rozdział :)
    All the love xxx

    OdpowiedzUsuń
  2. Cudowny rozdział!
    Ach ten Severus. Zawsze musi wtykać nos w nieswoje sprawy. Syriusz jak zawsze w swoim stylu. James wykazał się niemałą odwagą, już sam fakt, że chciał pomóc Severusowi. Gdyby nie Rogacz mogłoby być z nim źle. Zresztą ja nigdy nie przepadałam za Smarkiem, dlatego znając mnie to pewnie bym go tam zostawiła. xD
    Świetnie się czytało. Od razu postawiłaś na akcję i kilka mocnych akcentów, a to lubię.
    Czekam na kolejny rozdział.
    Ściskam mocno i pozdrawiam serdecznie. <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Zacznę może od tego, że bardzo niewygodnie czyta mi się ten wyśrodkowany tekst. Myślę, że byłoby lepiej, gdyby był wyjustowany, tak jak w książkach ;)
    Druga uwaga, gdy zaczynasz nowy wątek, opis, myśl i tym podobne, to powinnaś je dawać od akapitu. Podam przykład:

    „— Co się tutaj dzieje?! — rozległ się potężny męski głos. Pojawił się sam Minister Magii – Harold Minchum. Był to mężczyzna w średnim wieku z bardzo nieprzyjaznym wyrazem twarzy. Pod jego dużymi czarnymi oczami widoczne były wory, jakby miał za sobą kilka nieprzespanych nocy. Na jego twarzy pojawiały się już pierwsze zmarszczki.” – to Pojawił się sam Minister (…) już powinno być w nowej linii. Bo potem następuje opis tego człowieka i to już nie ma nic wspólnego z jego wcześniejszą wypowiedzią, dlatego trzeba to „odgrodzić” ;)

    „Mnie więcej”- mniej
    Jeszcze w którymś miejscu nie potrzebnie dodałaś „się”, ale nie pamiętam gdzie ;D

    Chociaż nie jestem fanką HP to ten rozdział bardzo przyjemnie mi się czytało. Może dlatego, że przedstawia życie tych starszych bohaterów, gdy byli jeszcze nastolatkami, a o Harrym czy Hermionie w ogóle nie ma nawet mowy :D To jest dla mnie fajne oderwanie od HP, które znam.
    Ciekawi mnie postać Snape’a. Na odległość widać, że jest w nim coś złego. Najpierw uciekł, zostawiając Jamesa samego, potem nawet nie podziękowal za uratowanie życia. Coś mi się wydaje, że jeszcze nie raz da się bohaterom we znaki:D No i ciekawi mnie ta relacja jaka łączy Remusa, Jamesa i Syriusza. Wyglądają na dobrych kumpli, a ja lubię czytać o męskich przyjaźniach.
    Pozdrawiam i czekam na kolejny! ;*


    PS Zapomniałabym napisać, że podoba mi się klimat, który panuje w szkole. Dzieje się coś złego, każdy o tym wie, giną ludzie, a uczniowie nie mogą nic zrobić. Jedynie czekać, kiedy list ze złymi wieściami dojdzie właśnie do nich. Super!

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej!
    Wiem,że nie powinnam tego tu pisać (nie gniewaj się), ale pierwszy blog super! Akcja jak zwykle cudowna <3 I masz to samo co ja... wydaje Ci się, że nie wyczerpałaś tematu, a jednak czytelnicy są zachwyceni :-)
    Teraz już co do tego bloga. Szczerze tematyka Harrego jest dla mnie hm, dziwna, bo jakoś tylko film jestem w stanie wytrzymać i nawet mi się podobał :P Większość blogów pisze o Harrym albo Hermionie.
    Tu natomiast zupełnie inna odsłona i się... wkręciłam! Fajnie,że pojawili się inni bohaterowie. Ciekawie rozwinęła się akcja. Czekam na dalszy ciąg.
    Informuj mnie na bieżąco, za nic tego nie przegapię!
    Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń

  5. Widzę, że już chyba na dobre opuściłaś tego bloga. Wobec tego przestaję wchodzić w oczekiwaniu na rozdział. Jeśli kiedyś wrócisz, to daj znać ;)

    sila-jest-we-mnie.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  6. Genialna opowieść. Musisz mieć niezwykłą wyobraźnie aby pisać tak obszerne teksty. Czekam na kolejny rozdział i zapraszam do mnie
    https://technologyjanasowa.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń